2017-05-30

Spokojność - Konstanty Maria Górski




        Zbudzić się, zerwać, uchylić firanek,
        Wyjrzeć w kwietniowy, błękitny poranek,
        Gdzie tylko wierzby kwitnące się złocą
        I tylko brzozy białym pniem migocą -
        A na toń niebios, wiosenną i bladą,
        Fijoletową sieć gałązek kładą...

        Obejść kasztany, których pąki, lśniące
        Nowymi soki, łowią chciwie słońce
        I główki śmiało w przestrzeń prą błękitną,
        Czując, że jutro w śnieżną kiść zakwitną...

        Chodzić po słońcu - powoli - jak we śnie,
        Wokoło sadu, gdzie kwitną czereśnie,
        U węgła domu przystanąć - posłuchać,
        Bo już gołębie zaczynają gruchać
        I wilga gwiżdże w południe nad sadem,
        Gdy owad w trawie goni się z owadem.
        A w wieczór, kiedy gwiazdy wyjdą z toni
        Błękitnej, słowik pieśń swą ślubną dzwoni,
        Dziwiąc się wielkiej księżycowej łodzi,
        Co z białym żaglem na Ocean wschodzi.

        Słuchać tej pieśni, która pierś rozpiera
        Ogromnej ziemi i w niebie zamiera,
        Ginąć w tej woni sadów i błękicie.
        Pić to wokoło budzące się życie
        I czuć z wszechświatem, nie pragnąc dla siebie
        Serca na ziemi ni gwiazdy na niebie
        Nic nie zamarzyć, nie kochać, nie żądać.
        W przeszłość się tęsknym okiem nie oglądać
        Ani nie czekać, czy z tą nową wiosną
        Z mogił zaklęslych niezabudki wzrosną...
        I wierzyć tylko, że gdy płomyk zgaśnie,
        Serce na wieczność - jak na zimę - zaśnie


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.