2017-11-20

Trzy jesienie - Anna Achmatowa




       Nie jestem wrażliwa na lata umizgi,
       Zima też bez zagadek, na ogół,
       Lecz opętana innym zjawiskiem
       Wypatrzyłam - trzy jesienie co roku.

       Ta pierwsza - świąteczna, gdy koniec i kwita
       Z porządkami wczorajszego lata,
       I liście fruwają jak strzępy zeszytów,
       A dymek zanosi słodkawym błękitem.
       Jak mokro, jak pstro, ile światła.

       Już pierwsze do tańca zbiegają się brzózki
       W przejrzystym stroiku na barkach,
       Strząsają pośpiesznie ulotne swe łezki
       Na sąsiadkę, ot tak, przez parkan.

       Lecz bywa to ledwie zadatek splendoru,
       Liczone minuty - i oto
       Mknie druga - posępna, jak lekcja pokory,
       Z nieodwracalnością nalotu.

       I wszyscy od razu i bledsi, i starsi,
       Zdewastowany szyk letni,
       A trąb złocistych marsz coraz dalszy
       W zapachu odlata, w mgłach rzednie...

       W tych woniach stygnących, w kotarach tumanu
       Twarda jakaś czai się wieść.
       Wiatr szarpnął, odsłonił - i stało się samo,
       Że wszyscy pojęli: to kończy się dramat,
       To nie trzecia jesień, to śmierć.

       Przełożył Józef Maśliński



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.