Znów wieczór maluje horyzont fioletem;
Ja idę po drogach wśród cichych równin,
Już nagich. Żurawie witają poetę,
Co je z drzew owoce, a pije ze studni...
A nozdrza orzeźwia i drażni powietrze,
Tak świeże i zimne, tak mgielnie ciche.
Topolom już kora wyziębła na wietrze,
Więc tulę do siebie - sierpienne, liche...
Łaskocze po dłoniach cieplejsze muśnięcie:
To skrzydła anioła - od lat już wielu
Wymyka się w sierpnie, by wspomnieć tonięcie
W wieczornej mgle, rosie - i spać w kościele.
Ja w dłonie nabiorę tej ziemi - tak czarnej;
Powącham, jak pachnie - nasycę płuca
I nic nie napiszę - zasadzę tam ziarno,
Bo to jest poezja - tam w sierpniu wrócę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.