Spójrz na szczyt Sorakte w białej szacie,
las konary pod śniegiem ugina,
rzeki ostrym mrozem ścięte
stanęły, idzie zima.
Ziąb dotkliwy, drew dorzuć do ognia
i, Taliarchu amforę wydobądź
czteroletniego Sabina.
Resztę pozostaw bogom,
którzy srogie wiatry, kiedy zechcą,
poskramiają na morzu wzburzonym,
że czarne cyprysy nie drgną
ani stare jesiony.
Nie czas pytać o jutro niepewne,
więc cokolwiek los niesie łaskawy,
przyjmij ze szczerą ochotą
i nie stroń od zabawy,
póki lata zielone nie znają
siwizny. Marsowe Pole, place
nawiedzaj, a w porze zmierzchu
nie zapomnij o schadzce.
Śmiech zdradny w ciemnym zakątku płoche
ujawni dziewczę, zastaw pod szczęście
z ramienia weź lub z paluszka
mało spornego pierścień.
przekład Stefan Gołębiowski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.