pytasz: jak duży jest księżyc, tak naprawdę?
pierwszy grudnia. śnieg spadł prawie na czas.
temperatura na zewnątrz nie różni się niczym
od tej, którą moje ciało ma od lat. mija
dwudziesta druga godzina dnia, dworzec pustoszeje.
za chwilę nie będzie tu nikogo, jeśli pominiemy
mnie i sprzątaczkę. paszła, won! — krzyczy
i trudno to pomylić z zaproszeniem na wódkę.
obok dworca jest most. patrzę w gasnące
światła pociągów i zastanawiam się, jakby to było,
gdybyś uciekał jednym z nich. kiedy odpalam papierosa,
ciągle trzęsą mi się ręce.
od strony miasta nadciąga grupa pijanych studentów.
zachrypnięte gardła wykrzykują Katiuszę. jest coś
niedobrego w tym, jak patrzę mężczyznom w twarz.
zima — mówi jeden i spluwa mi pod nogi.
jeszcze wczoraj (świat widziany z góry to tylko ciąg
wydarzeń) miałam uciekać, być oddalającym się światłem,
punktem, który ciągle przesuwa się po mapie.
otwieram oczy i wyciągam do góry dłoń.
z odpowiedniej perspektywy księżyc nie jest większy
od twojego kciuka.
obraz: Franczeska Strino
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.