expr:class='"loading" + data:blog.mobileClass'>

2017-03-18

Sad o przedwiośniu - Leopold Staff




       Zaledwo zimy minęła pogróżka,
       W łagodnym, miękkim i tkliwym powiewie
       W sad nagi wchodzi wiosna, nowicjuszka
       Skromna, co jeszcze o swych czarach, nie wie.

       W powietrzu srebrna mglistość pozimowa...
       Tu i tam jeszcze w szczelinie głebokiej
       Szczypta się śniegu ostatniego chowa
       Jak białe pióro w ciemnych skrzydłach sroki.

       Sad cichy, niemy, pusty. W monotonnej
       Szarości ziemia, co woń ostrą szerzy,
       Siwobrunatna jak habit zakonny,
       W pokutnym półśnie umartwienia leży.

       Oczekiwaniem tęsknie-nudnym chora,
       Pręży gałęzie drzew jak owad macki,
       Czyli się przecknąć do życia już pora, 
       Czy już przymrozek nie czyha z zasadzki.

       Z oddali, która głosy tłumi sennie,
       Jakoś inaczej niż zwykle kur pieje,
       Dziwnie pietrowo, wieszczo, przedwiosennie,
       Budząc niepokój razem i nadzieję.

       Jest coś przyszłego, nienarodzonego,
       W przestworzu, które zdaje się jak próżnia,
       Kędy serdeczna czczość i mdłość się lega.
       A zmartwychwstania wielki cud się spóźnia.

       Drzewa splątanych gołych koron gęstwą,
       Co jak szkielety stoją czarnokostne,
       Owiewa jakieś nieme nabożeństwo,
       Jakieś milczenie twarde, wielkopostne.

       Sad w ascetycznej zadumie śni cichy,
       Nagi jak z cierni wieniec Męki Pańskiej,
       Którą ćwierkaniem głoszą wiosny mnichy,
       Wróble, w szarości swojej franciszkańskiej.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.