To nie święto, to sabat wiosenny.
W kraterach sasanki, kwietne gruzły, jak orzech
spowite w liść pierzasty, wykwitły.
Barwy są szczególnej, sino-czerwiennej, jakby
tętniczej i żylnej;
łodygi ich jak wiły ziemisto-różowe
splątane, w chorej glebie zdają się pierścienić
i krew z niej ssać wojenną.
Pod lasem, na gruzach ptak wiosenny świergoce.
Wichrem zasiana konwalia na progu pustych odrzwi
bieli się podzwonnie, przekorna pleśń poezji...
Wśród cegieł i złomów Błyszcząca Panna Wodna
patroluje w locie, strzelisty cud awiacji.
Wtem, z okna bez szyby wyjrzał człowiek-ofiara,
człowiek uszkodzony, i na ważkę, ze strachem
spoglądając, krzyczy, pomieszane już mając
w mózgu swym pojęcia małości z odległości...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.