expr:class='"loading" + data:blog.mobileClass'>

2017-08-23

Kasztany - Stanisław Miłaszewski

   
           
   

Kasztanów owoc spada... Park dziki, zarosły,
Barw akordy, szelestów gamy zorkiestrował,
Listowia ruń bronzową wietrzyki przyniosły
Na całun dla drzew, burzą zwalonych na pował.

Pył subtelny, w słonecznych pasmach rozsypany,
Głowinę pacholęcą pieszczotnie ozłaca:
Wątła roślinka miejska podnosi kasztany
Prześliczne, jak za szybą pełna ciastek taca.

Z mozołem wielkim wlokąc rachityczne nóżki,
Niemal starczą wyblakłość swej czupryny lnianej
Raz w raz skłania, by podjć dar jesieni wróżki,
Klejnoty października — błyszczące kasztany.

Przedziwna jest dziecięcych rysów chiromancya:
Nieuchwytna, jak zwrotki, które niemoc bazgrze...
W ziębnących smugach światła — główka jak monstrancya.
— Dziecino! po kasztany ja przyszedłem także.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.